Kiedy prowadziłam w gazecie rubrykę kosmetyczną, do działu porad dermatologicznych zgłosiła się załamana dwudziestokilkulatka ze straszliwie podrażnioną cerą, reagującą wysypkami, wypryskami i stanami zapalnymi na dosłownie wszystko, nawet dotyk.
- Co ja mam począć?! - prawie płakała czytelniczka. - Przecież ja już w ogóle nie używam wody, myję się tylko mleczkiem i tonikiem! Kobiece czasopisma, podpierając się rozmaitymi „autorytetami kosmetologicznymi", lansowały bowiem wówczas model mycia „mleczko/żel + tonik", bez wody, która rzekomo podrażnia. „Czyś ty na głowę upadła, głupia dziewczyno?! - pomyślałam w duchu - A czego innego się spodziewasz, skoro faszerujesz skórę chemią i nawet nigdy tej chemii nie zmywasz?!" Głośno jednak odzywać się nie wypadało - oddałam więc głos pani dermatolog. Uhm, uhm - wybąkała pani doktor. - Proponowałabym jednak zmywać na koniec twarz wodą. Czego pani doktor obawiała się powiedzieć wprost z obawy przed przedstawicielami koncernów farmaceutycznych, powiedziała mi na boku: - Jak można sądzić, że zmyje się ze skóry brud preparatem o odczynie kwaśnym?!
Jak więc dbać o skórę? Oczywiście codziennie dokładnie ją myć. Wodą. Czystą. Jeśli skóra piecze i jest podrażniona po umyciu wodą, to znaczy, że miejskie wodociągi nie spisują się dobrze. Przetestowałam to na własnej skórze, myjąc się domową wodą ze studni głębinowej i wodą wodociągową w pewnym dużym mieście na południowym zachodzie kraju. Woda domowa wręcz koi skórę, po wodzie wodociągowej skóra jest czerwona i wysuszona. Nie dziwię się wcale, że wielu moich znajomych z owego miasta ma problemy dermatologiczne. W takim przypadku pozostaje myć buzię wodą mineralną. Jeśli nadwrażliwa skóra już trochę dojdzie do siebie, warto serwować buzi kąpiele w zimnej wodzie - działają odmładzająco!
Myjemy się oczywiście mydłem. Zwykłym, nie w płynie (to w płynie zawiera zwykle sporo chemii, inaczej by się zepsuło). (Nawiasem mówiąc, studiowałam ostatnio skład płynnego mydła anty-alergicznego pewnej znanej polskiej marki, używanego przez moją bratową. Po tej lekturze nie dziwię się, że bratowa notorycznie cierpi na wypryski).
Używamy więc najlepiej mydła typu szare, np. „Biały Jeleń", nie brakuje też na rynku innych mydeł robionych specjalnie ze zrozumieniem dla skóry, bez zbędnych dodatków syntetycznej chemii, jak np. mydła lniane (choćby Eva Natura), propolisowe (np. Bartpol), mydła naturalne Lawendowej Farmy, mydła marsylskie, kokosowe kastylijskie, syryjskie Alep Nature. Wybór jest ogromny. Cierpliwym polecam indyjskie orzechy do mycia i do prania. Sama natura. Nie podrażnią nikogo! Z rodzimych surowców do mycia twarzy rewelacyjne są płatki owsiane. A oto przepis: łyżeczkę płatków zalewamy łyżką stołową wrzątku i odstawiamy na godzinę. Tej właśnie mieszanki powinny używać zamiast mydła nie tylko osoby o cerze wrażliwej, ale i trądzikowej.
Ale czym zmyć makijaż? Żelaznej recepty nie podam. Agresywna chemia kosmetyków kolorowych może wymagać nieraz agresywnego podejścia, choć zazwyczaj porządne mydło wystarczy. Trzeba wypróbować samemu, czyli w najgorszym razie zmyć pancerny makijaż odpowiednim preparatem (brrrr!) i dopiero potem umyć twarz wodą z mydłem. Zasada jest oczywista - jeśli po myciu czujemy podrażnienie i zjawisko powtarza się codziennie, należy zmienić sposób mycia. A może i makijaż.
Po myciu kolej na kosmetyki. Lecz przed ich wyborem doradzam lekturę składu. Dlaczego? Vide: obrazki w podanych linkach internetowych. Więc co zamiast nich?
Tylko natura!
Mam zwyczaj unikać serwowania skórze czegoś, czego bałabym się wziąć do ust. Substancje nakładane na skórę również w dużej mierze wnikają w organizm.
Dlatego warto zapoznać się bliżej z kolagenem aktywnym biologicznie. Może on rozwiązać problemy skóry, jakich nabawiłyśmy się dzięki wątpliwej jakości kosmetykom, i rozpocząć skuteczny proces odmładzania. Lecz przy wyborze kolagenu również należy uważać - w części kosmetyków „kolagenowych" też jest syntetyczna chemia i konserwanty, co stawia pod znakiem zapytania aktywność zawartego tam kolagenu, a poza tym zawraca nas do punktu wyjścia. Sama wypróbowałam kolagen zawierający wyłącznie stuprocentowo naturalny czysty kolagen z ryb (w niektórych preparatach również naturalne aktywne witaminy - i nic poza tym) i używając go od kilku lat stwierdzam, że choć lata lecą, cera wygląda coraz lepiej, a nie coraz gorzej.
Po kolagenie warto jeszcze nałożyć krem. Ale nie byle jaki - bo po co psuć osiągnięty efekt? Autentyczny kolagen aktywny biologicznie spełnia dodatkową rolę nośnika substancji aktywnych w głąb skóry. Jeśli więc nałożymy najpierw kolagen, a po jego wchłonięciu jakiś pożyteczny preparat - koniecznie typu bio (bez syntetycznych konserwantów i innej „chemii") - to możemy mieć pewność, że dzięki kolagenowi składniki aktywne z tego preparatu dotrą do skóry głębiej i w większej ilości.
Uroda nie musi iść w parze z bogactwem. Nie trzeba zarabiać kroci, by pozbyć się zmarszczek i cellulitu. Wystarczy zdecydowana zmiana menu i regularny ruch. A jeśli już ciułać, to tylko na najbardziej naturalne i nieszkodliwe na dłuższą metę rozwiązania.